Z każdej podróży przywożę jakiś niezapomniany smak. Smak, który potem będzie mi się z tą podróżą i odwiedzanym miejscem kojarzył. Często te niezapomniane smaki to mule.
Zaczęło się od Chorwacji
Pierwsze w życiu mule jedliśmy ponad 20 lat temu na chorwackiej wyspie Vrgada. Wyspa niesamowicie zapadła nam w pamięć. Była jedyna w swoim rodzaju. Na murkach siedziały pomarszczone matrony ubrane całe na czarno mimo wszechogarniającego upału. Wałęsały się koty, całe mnóstwo kotów, dzieci biegały, woziły się nawzajem w taczkach. Pachniało kwiatami i ziołami. Na wyspie mieszkało 192 mieszkańców, nie było ani jednego samochodu, mieścił się tam jeden bar i jedna restauracja. Wieczorem mieszkańcy spotykali się w barze i razem spędzali czas, pili lokalne napoje, grali w bingo, które sami zrobili, albo urządzali wyścigi z trzymaną w ustach łyżką, na której było jajko.
Restauracja wyglądała bardziej elegancko niż bar, taka pod turystów, których wtedy było bardzo mało. Po przypłynięciu do Vrgady zamówiliśmy mule na kolację dla naszego kilkuosobowego towarzystwa. Po otrzymaniu tego zamówienia, kucharze od razu poszli łowić. Mule zostały podane w sosie winno-śmietanowym z cebulą, czosnkiem i pietruszką. Podlane białym winem. Po tylu latach wciąż pamiętam ich smak i właśnie wtedy zostały moim ulubionym wakacyjnym daniem.
Smak przywieziony z podróży
Następne mule, które zawsze będę pamiętać, to te z RPA. Niby z daleka, ale zjedzone we włoskiej restauracji w miejscowości Strand pod Kapsztadem. Smak tych muli próbowałam odtworzyć w domu z całkiem niezłym sukcesem. Były zapiekane w piekarniku z masełkiem czosnkowo-ziołowym i posypane parmezanem. Wyjątkowo dobre mule jedliśmy również w Funchal – stolicy Madery, w restauracji z gwiazdką Michelin.
Soczyście pomidorowe mule saganaki
Natomiast w tym roku na Korfu jedliśmy mule saganaki. Są one podawane w sosie pomidorowym, ale takim pomidorowym, że pływają w nim kawałki pomidorów i to takich pomidorów, które dojrzewały w greckim słońcu i dlatego są niego pełne, słodkie i mięsiste. W sosie tym jest też rozdrobniony ser feta, czosnek, liść laurowy, masło oraz czuć lekki posmak anyżu, więc albo to zasługa przyprawy, albo ouzo. Takie mule zajadamy z chlebkiem czosnkowym.
Jest to pyszne, lekkie, ale jednocześnie sycące danie. Po ich zjedzeniu nie skuszę się już na nic innego, nawet na najlepszy deser, bo nie chcę zmieniać smaku. Jedyne co mi do nich pasuje, to dobre białe wytrawne i dobrze schłodzone wino, jak np. moje ulubione Pinot Grigio z winnicy Cavazza koło Wenecji.
No cóż – grecka feta przywieziona, świeże mule zamówione. Paweł, Tomek, pożyczacie fartucha i gotujemy, a Was zapraszamy na degustacje zarówno do Alyki, jak i do Forum Kulinarnego.
Autorka: Basia Szydłowska